Święta!

piątek, 25 grudnia 2009


Wesołych świąt! Miłych, pogodnych, zdrowych... wszak zdrowie jest najważniejsze!

P.S.: Po lewej widzicie pracę mojego autorstwa.

Recenzja płyty Seven lives many faces

Płyta "Seven lives many faces" projektu muzycznego Enigma została wydana we wrześniu 2008 roku, po raz kolejny dowodząc o geniuszu fachu Michaela Cretu - założyciela, i jedynego stałego członka grupy. Muzykę, jaką tworzy nie da się jednoznacznie zaszufladkować, cechuje się jednak łagodnością, subtelnością, a przede wszystkim tą „popową” dynamiką, która wznosiła go na listy przebojów.
Jeżeli zestawilibyśmy A posteriori (poprzedni longplay Enigmy) z Seven lives many faces odnieśliśmy by wrażenie, że Michael „zszedł na ziemię”, a co za tym idzie zdecydował się na diametralne zmiany. Jest więcej śpiewu, pojawiają się instrumenty akustyczne, mimo że nadal przeważa elektronika. W The same partners można usłyszeć jego dzieci (!). Na szczególną uwagę zasługują beaty – mają oryginalną rytmikę, i składają się z chociażby echa trzepanego dywanu (w Je t’aime my dying Day). Dodatkowym atutem płyty jest fakt, że Cretu wzbudził nostalgię u większości jego fanów, wykorzystując wokal etniczny pochodzący z jego poprzednich dzieł, przywodząc czasy, kiedy był jeszcze nowicjuszem na scenie muzycznej…
Nic nie jest idealne, nawet Seven lives many faces – aby się o tym przekonać wystarczy dobry słuch. A mianowicie: płyta zawiera masę niedoróbek technicznych. Według mnie to niedopuszczalne, i świadczy… o lenistwie producenta. Na szczęście nie są to błędy tak duże, że utrudniają słuchanie płyty.

Kościół to czy...burdel?

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Coraz bliżej święta, a te mają w sobie religijność. Dlatego wyszperałem mój stary felieton, traktujący o rekolekcjach. Został napisany w kwietniu 2008 a.D.

Ostatnimi czasy zakończyły się dla mnie rekolekcje wielkopostne.Chciałbym więc poruszyć ten temat w kontekście do większości gimnazjalistów (raczej ja należę do tej grupy imbecylów, idiotów i przestępców tylko z nazwy).Właśnie dlatego podczas nabożeństwa padło z moich ust stwierdzenie: ,,Kościół to czy...burdel?" Fakt, wszystkiego można się spodziewać po takiej młodzieży, nawet w kościele.Na przykład?Siedzący za mną "uczniowie" czyli banda złożona z kilku (trzech) degeneratów wraz ze powabną blondi (z pierwszej klasy gimnazjum) zachowywała się podczas mszy nagannie.A to gadała, a to się ze sobą sprzeczała a to i nawet mnie zaczepiała.Jestem na 100 procent a nawet i więcej pewien, że czytań jak i kazania słuchałem ja plus (może) nieliczne grono osób.Myślę, że pozostali mogli by iść do szkoły.
Mimo iż nie jestem ateistą, wierzę w Boga, lecz nie korzystam z sakramentu spowiedzi i komunii świętej.A mimo to uważam się za osobę BARDZIEJ religijną od tych (po raz drugi pada to słowo) degeneratów, którzy mają czelność przyjmować komunię skoro po chwili jest "nieważna".
Ironio losu, wiele osób nic nie wyniosło z tych rekolekcji.Wiele uważało to jako po prostu dzień wolny od zajęć szkolnych, wiele w ogóle nie przychodziło.Czy to ma sens?Dla mnie organizowanie rekolekcji to dobry pomysł ale jeżeli znowu przypomnę sobie ten stres i rozproszenie na mszy...lepiej powrócić do szkoły...

Opis targu w Synto

sobota, 21 listopada 2009


Na targu, koło ulicy Botowicza unosiła się kusząca woń świeżych warzyw i owoców, która nęcąc nozdrza zachęcała do natychmiastowego zakupu. W sobotnie popołudnie, jarmark zawsze gościł mrowi ludzi dokonujacych zakupów na jutrzejszy dzień, zwany przecież Dniem Świętym. Mieszkańcy mijali na swojej drodze nie tylko swych sąsiadów, znajomych, czy przyjaciół, ale także członków rodziny, wywodzących się z okoliczmych wsi: Wzgórza Ceressabry, Liliabry, Chojabry... Prócz zwykłych straganów oferujących w swym asortymencie owoce i warzywa, chlubę stanowiła Hala Targowa, piętrowy budynek pękający w szwach od taniej odzieży i obuwia. Nieopodal - chiński sklep, administrowany przez mniejszość azjatycką w Mieście Synto.

Komentarz do drugiego rozdziału

środa, 11 listopada 2009

W tym krótkim rozdziale mało się działo. Dowiadujemy się tu głównie o naturze Wielkiego Mistrza Scuba's Home - to ordynarny, złośliwy, ironiczny a także niecierpliwy człek - świadczy o tym przede wszystkim ogólna niechęć i dystans do Diamandy Kohn, która wchodzi do jego gabinetu.
Oczywiście i tutaj, polityka publikowania postów była jeszcze stara i błędna - kolejne rozdziały są już o wiele dłuższe.
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na fakt, który wskazuje, że akcja dzieje się w nie co groteskowym świecie - w którym to nurek to zawód, w którym trzeba non stop przebywać w wodzie... Pewnie w rzeczywistości tak nie jest...
Dlatego o wiele ciekawszym od drugiego jest trzeci rozdział

SŁOWNICZEK

Haala
- wielki gabinet Wielkiego Mistrza Handlaa zwieńczony szklaną kopułą. To nazwa własna, a nie literówka.

Komentarz do pierwszego rozdziału

piątek, 6 listopada 2009


Za sprawą tego, że oskarżono mnie o kolokwializm, oraz wytknięto dużo błędów w opowiadaniu, postanowiłem zabrać się za korektę poszczególnych rozdziałów, przy okazji komentując przebieg akcji, wyjaśniając (rzekome) niejasności. Dzisiaj przeanalizuję rozdział pierwszy, części pierwszej (Powitanie).

Bardzo krótki rozdział - dlaczego? W pierwszym okresie pisania opowiadania przyjąłem inną "politykę" wydawniczą, która brzmi:"będę wydawał częściej krótkie rozdziały, tak aby nie zniechęcić czytelnika do śledzenia historii". Niedługo potem zrezygnowałem z tej metody (dobry i sumienny czytelnik zawsze będzie czytał, nawet jeśli rozdział jest długi i obszerny) na rzecz dłuższych, ale rzadziej publikowanych cząstek opowiadania.
Edwin przedstawia krótko siebie, i swoje otoczenie, w jakim przyszło mu pracować. Dlaczego nie mówi nic o swoim wyglądzie? Cóż, to narrator pierwszoosobowy . Opowiada o tym, co chce, nie zawsze (choć w większości przypadków) jest to prawda. Nie znaczy to, że Handlaa jest brzydki, pozbawiony męskiego piękna - skoro Diamanda przyciąga jego uwagę (i vice versa).
Jest także prawdziwe rozwinięcie akcji - panna Kohn próbuje wejść do Haali, gabinetu płetwonurka.

Coś o dialekcie avalońskim
We wszystkich państwach avalońskich (1) posługuje się jednym z dialektów regionalnych języka polskiego, mianowicie dialektem avalońskim. Czym się różni? W różnicy niektórych wyrazów, typu wioska-wiosza, niezdalusza (nie ma swojego odpowiednika). Podczas pisania niektórych imion, stosuje się apostrof (typu: Ka'Mil, Michal'Ina, Ra'mil, Ja'Kub). I to tyle.

(1)Jest to jednostka administracyjna, określająca republikę bądź monarchię podległą Państwie Synto, w dużej mierze zamieszkiwana przez Awalończyków, Zwykle są to małe terytoria, jak:Hrabstwo Jeziora Raas'cin (archipelag na Morzu Bałtyckim), Wyspa Natli (wysepka na pacyfiku), Republika Nowej Ziemii (część arktycznej wyspy o tej samej nazwie), Flixandia (półwysep Giblartarski), Zatoka Andraa (Finlandia).Formalnie można nazwać państwem awalońskim Synto, aczkolwiek tego państwa nikt takim mianem nie okrasza.

Recenzja płyty La Roux



O La Roux, londyńskim duecie electropop dowiedziałem się w telewizji, z teledysku Bulletproof. Zaprzysięgłem sobie, że z popem nie będę miał nic wspólnego, ale pochlebne opinie w Internecie, uroda i charyzma ognistowłosej wokalistki Ellie Jackson skłoniły mnie do odsłuchania debiutanckiego albumu, o takiej samej nazwie jak grupa. Jego premiera miała miejsce 29 czerwca tego roku, kiedy Europę opanowała gorączka na punkcie singla Quicksand oraz In for the kill. Od początku traktuję ten projekt jako muzyczną ciekawostkę, ze względu na fakt, że album stara się „odgrzać” lata osiemdziesiąte XX wieku, wykorzystując syntezatory z tamtych czasów, podane w nowej bardzo futurystycznej formie, poprzez ostre, rytmiczne beaty, oraz młodzieńczy, donośny głos Ellie. Taką mieszankę wielbię! Warto dodać, że warstwa tekstowa wyróżnia się swoją odmiennością, oryginalnością (wszechobecna gra słów), a teledyski nie mają nic wspólnego ze złotą dekadą. Wokalistka sama również wyznaje:

„Muzyka teraz nie brzmi szczerze. A tamte dźwięki sprawiają wrażenie naprawdę wolnych (…). Wydaje mi się, że muzyka gitarowa najlepsze dni ma już za sobą, dopóki ktoś jej nie odświeży w jakiś sposób. Teraz czas na syntezatory.”

Album dla: fanów lat 80, wolnych brzmień, rudowłosych panien. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. „I’m not your toy” na prywatce zaowocuje dobrą zabawą.
Na końcu chciałbym podziękować mojej wychowawczyni za pochlebną opinię na temat tej muzyki, a także pewnemu Radkowi, który wydał opinię, na temat okładki singla „I’m not your toy” . Dziękuję Wam z całego serca.

Nowy singiel Hrabi Niczego!

czwartek, 5 listopada 2009



Nowy, oficjalny singiel Hrabi Niczego zatytułowany "Prés de la nature" (Blisko natury) został wydany 5 listopada 2009 roku, natomiast teledysk mogliśmy oglądać już 3 listopada.Tak naprawdę, singiel został wydany przypadkowo, kiedy to zmieniłem plany odnośnie wydawania albumów. Można powiedzieć, że utwór ten jest jednym z faworytów do wydania go na płycie "Best of 2009 sessions", zbiorze najciekawszych "ćwiczeń" i postępów jakich dokonałem we FL Studio 8. Mam świadomość, że "Blisko natury" jest krótkie - ale pamiętajcie, że to dopiero początek moich doświadczeń z prawdziwą muzyką.Teledyski promujące możesz znaleźć tutaj.


Tracklista:
-Prés de la nature 0:55
-Prés de la nature (Loin de la nature mix) 2:32

Free MP3s on Last.fm

Pewnego dnia w Ciechocinku...

-Mateusz!!! Mateusz!!! - co chwila prześladowały mnie te groteskowe głosy matki Jakuba. Na samą myśl o tej osobie przeszły mnie ciarki. Dzisiaj, według większości nadszedł dzień apokalipsy, sądu ostatecznego, pewnego rodzaju rozliczenia z... rodzicami. Dzisiaj to miała miejsce wywiadówka - słowo budzące grozę...
Około 15:40 przechodziłem pod pewnym blokiem przy ulicy Polnej.Wtedy też jesień dała o sobie znać - słońce powoli chowało się za horyzont nadając wszystkim budynkom, drzewom pomarańczowy kolor. Powoli robiło się ciemno.
Nie mogłem wyzbyć z siebie dziwnej, trochę pokracznej aury napięcia, wyczekiwania, grozy. Wszystko wokół stawało się inne, trochę mroczne. Ten dzień stał się dla mnie niezwykły. Czasami szczypałem siebie by przekonać się, czy to sen, czy to jawa...
Fakt, mi nic nie groziło, uczę się dobrze; gorzej było z Jakubem - biedaczek dostał w 2 miesiące około 14 laczy. Jego matka jest przewrażliwiona na tym punkcie, stąd moje (jestem empatyczny) jak i jego nerwy.
Pozostaje czekać na rozwój wydarzeń.

Recenzja płyty Six pieds sous terre

sobota, 31 października 2009

Tak naprawdę nie wiem, co skłoniło Myriam Roulet do całkowitej zmiany swojego wizerunku, a co ważniejsze muzyki. W trzech pierwszych albumach (Sine, Princesse de Rien, Celle qui tue) prezentowała raczej elektroniczny, popowy styl z domieszką baroku. A kolejna płyta (nazwana Six pieds sous Terre, wydana w 2005 roku) rozpoczęła drugą erę jej kariery. RoBERT zrezygnował z syntezatorów na rzecz szerokiego, klasyczno-barokowego instrumentarium (dla ciekawych: skrzypce, wiolonczele, kontrabas, klarnet, obój – mój ulubiony, fagot, flet, pianino, oraz perkusja), stwarzając przy tym atmosferę dramatyzmu, melancholii, depresyjnego smutku. Dodam, że bardzo groteskowego – słuchając tego albumu przenosimy się w świat baśni, w którym Myriam się jakby zatrzymała – i to świadczy o genialności albumu. Lecz najważniejszą jego atrakcją jest niepowtarzalny głos RoBERTA, znawcy twierdzą, że to „krystaliczny, delikatny, operowy posłaniec śmierci.”, niekiedy ciężki do wytrzymania. Tak naprawdę, to wszystkie piosenki, pieśni, ballady (jak zwał tak zwał) trzymają równy poziom, ale jeśli nie mam weny to sięgam po rytmiczne i szybkie Ta femme, ton drapeau.

Tej płyty NIE DA SIĘ zaszufladkować – kończący tą recenzję dowód, świadczący o tym, że Six pieds sous Terre jest dziełem niepowtarzalnym. Świat muzyki wydał na swoje łono niewiele lepszych rzeczy.

Degeneracja!!!

środa, 9 września 2009

Przyznam, iż ta prowokacja, którą zrobiłem wcale nie była planowana. Miałem tylko zamiar "pochwalić" się blogiem z opowiadaniami na tak zwanym "śledziku" - kolejnym komercyjnym posunięciem naszej klasy (również degenerującym społeczeństwo...). Migiem otrzymałem takie komentarze (dokładne cytaty, żadnych poprawek):

,,dziwne too hehehe xD"

,,ale głupota to jest po co to komu XDD"

,,hah ale głupie to jest roszke:DD"
Nie, żebym myślał, że moje opowiadanie jest wspaniałe i wszelka krytyka jest niedopuszczalna... Spójrzcie na jeszcze raz na te "wypowiedzi". Z mojego punktu widzenia są koszmarnie napisane, nie mówiąc już o ortografii. Co innego na konstruktywną i "kulturalną" wymianę poglądów na temat chociaż by opowiadania. Szkoda że tych drugich wypowiedzi jest o wiele mniej. A więc, kogo tu słuchać? Zastanów się sam..

Dnia siódmego...

poniedziałek, 7 września 2009

Myślałem, że pani wicedyrektor uzna tego maila za zwykłą prowokację, żart.Ale dobrze się tak nie stało.Krótko mówiąc - wykonam projekt strony internetowej naszego gimnazjum!
Ale nie HTML'em - o nie.Znam przecież dobrze sporo CMS'ów, takich jak PhpFusion etc. A ta prostota aktualizacji strony przypadnie wszystkim do gustu.Ba, nawet uczniowie będą mieli możliwość dodawania własnych treści. Oczywiście stawiam też na pełną kontrolę nad tymi treściami (wiadomo co mogą gimnazjaliści).
Cieszę się, że wreszcie się do czegoś przydam, zdobędę reputacje i pewne uznanie.Nie uznaję się za wielkiego znawcę tej dziedziny, i nie liczę na pewne łaski.
Cóż, zabieram się do pracy! Dużo przede mną, to prawda, ale jakoś się wyrobię.I...nie mam pojęcia co dalej pisać.Może na tym zakończę, dobrze?

Yy...bardzo dziwne również!

środa, 2 września 2009

Zawsze chciałem podpisywać się pod każdym aspektem mojego życia "oficjalnie".Tworzyć coś, po czym zawitam w gronie danej dziedziny. No cóż: piszę, tworzę muzykę, gram na instrumencie, także reżyseruję i montuję filmy. Uwielbiam wszelkie prace twórcze - zresztą to widać. Dlatego też powstał ten blog - jako oficjalne źródło wszelkich moich przeżyć, refleksji. A także do zaprezentowania moich dzieł, rzecz jasna.
Ten post zawiera treści czysto organizacyjne, ale tak już jest na początku.Będziecie mogli czytać moje nowe posty zazwyczaj każdego wieczora - wtedy też mam chwilkę czasu a także inspiracje i pomysły. Zawsze skłonię się na chociażby krótką myśl, refleksjęm komentarz w danej sprawie. A relacje z dnia odłożę na drugi plan - w końcu to nie pamiętnik (który oczywiście prowadzę, tyle że nie w takiej formie jaką pewnie najczęściej sobie wyobrażacie).
Zapraszam również do przeczytania mojego opowiadania, które znajdziecie pod tym adresem.Trzeba zapamiętać, że pojedynczy gest nie wymagający zbyt wielkiego wysiłku, może podnieść wenę autora na duchu. Chociaż tej mi jak na razie nie zabrakło, to bardzo proszę o komentarze, te pochlebne, jak i krytykujące moją pracę. Tym zdaniem kończę dzisiejszy post. Prawdopodobnie, do jutra!