"Latarnik i jego wieża"

sobota, 8 listopada 2014

Dostrzegam wielką i nieprzydatną szkodę w przypadkowym samobiczowaniu siebie. Tego nie chciałbym już więcej praktykować. No ale to, co nieświadome było raz, drugi raz przeistoczy się w coś świadomego, ale pod tym względem, że nie popełnię tego drugi raz. Zainteresowani wiedzą, niezainteresowani się domyślają.
Ostatnio zauważyłem, że stałem się personą bardziej dynamiczną (w swej zmienności) niż kiedykolwiek. Ta dynamiczność sprawiła, że już nie prowadzę takiego uporządkowanego życia, jak kiedyś. A w moim przypadku, uporządkowane (jednak nie do sztywnych granic) życie, jest w skutkach zbawienne. Taki wniosek wysuwam wyłącznie z tego, jak wspominam te okresy uporządkowania: bardzo dobrze. Myślę, że trzeba wytłumić ruchy wahadła mojego życia, skierować je na jakiś jeden (to, czy będzie właściwy, nie dowiem się od razu) tor. Samemu chyba mi się nie uda. 
Moja dawna przyjaciółka, L*, pisała kiedyś wiersze, marzyła o jakiejś własnej epopei. Zaleczyła swoją nerwicę, przestała odczuwać potrzebę pisania. Pisania, które okazało się dla niej pewną formą ekspresji, biorącej swoje źródło w chorobie. Skończyła się choroba, skończyło się źródło. Ja też jakoś  ucichłem. Kiedyś byłem, w każdym razie, aktywniejszy na tym polu. Ale nie sądzę, że moje "źródło" (nieistotnie, skąd pochodzi) się skończyło. Brak mi na to wszystko energii, wcale nie "weny" (nie lubię tego słowa). Chęć jest, ale jeszcze długa droga do czynu. Nad przyczynami tego marazmu nie zamierzam się rozwodzić, zarówno w myślach, jak i tutaj, przed Czytelnikami, chciałbym tylko znaleźć sposób na jego rozwiązanie. Ale jest to trudne: zawsze nadarza się jakaś przeszkoda. 
Taka oto garść refleksji - napisana, aby nieco wypełnić tę pustkę na moim blogu. 

Wirus T

niedziela, 1 czerwca 2014

Szkic.

I

Z byciem tym „swoim” u mieszkańców Raciążka jest tak, jak z byciem rodowitym krakowianinem: ani nowoczesne względy (płacenie podatków, jakiekolwiek mieszkanko), ani pokazanie stosownego drzewa genealogicznego (moi są z tych stron od pradziada!!!) nie dowiodą, że powinno ci się odkleić w końcu tę niezbyt komfortową w noszeniu etykietkę „Obcy”.

Nowa "Utopia"

piątek, 2 maja 2014

I

Poznałem ostatnio pewnego faceta z Raciążka. Ma dom na zboczu wzgórza, który widać doskonale z mojego okna (mieszkam na czwartym piętrze gierkowskiego bloku niedaleko Ulicy Spółdzielczej). Na spadzistym dachu owego domu, zamontowane jest wielkie zwierciadło, zawsze czyste i błyszczące, zawsze cudem unikające słoty bądź obsrywania przez okoliczne bagienne ptactwo. Na co to? Gdy w okolicach godzin porannych* spoglądam na Landszaft** raciążecki, czasem promień świetlny pada na zwierciadło pod takim kątem, że odbity trafia niechybnie wprost w moje tęczówki.
Ten biały błysk mówi mi zawsze: pewnikiem Iksiński myśli teraz o mnie.

Nie ma mostu

wtorek, 22 kwietnia 2014

Oprócz mojej personalnej i wiecznej Beatrycze, OSOBLIWĄ miłością nie darzę nikogo więcej. No, chyba że chodzi o bohaterów moich wiecznie piszących się książek. To jest dopiero kuriozalna miłość, bo jakby niby-boga-ojca do niby-ludzi. Ale czy odwzajemniona? 
Najpierw pewnie wszyscy mnie kochali, bo byłem ich stwórcą, a świadomość mojego gestu kreacyjnego była jeszcze głęboko w nich zakorzeniona. Potem przyszedł chłód, kwestionowanie mojego istnienia, aż w końcu wojujący ateizm. Bo po stworzeniu świata ucichłem i wszystko, co później, mogło się dziać jedynie na zasadzie prawdopodobieństwa. Obdarzyłem swoich bohaterów osobowością: charakterem i usposobieniem, poza granicami których nie mogą działać. Oni nie są kukiełkami, w które wkładam swoje idejki, są psychologicznie wiarygodni. Innymi słowy, pisanina realistyczna, nie awangardowa.
Dolina, a pod nią rzeka. Zerwany most. Co by zrobił Ikon Ikonowicz IV, a co Amanda von Guckenstein. Iko, w iście 'surwiwalowym' stylu, jakby to powiedział ktoś inny, próbowałby, przede wszystkim, coś zdziałać: może naprawiłby most, może zszedłby na dół i przeprawił się przez płycizny rzeki i wspiął na górę po drugiej stronie? Natomiast Amanda, notabene arystokratyczna prostytutka, zadzwoniłaby po bogatego ojca (w przypadku posiadania przy sobie komórki), albo czekałaby bezradnie na swojego wybawiciela. Czytelnik nie zna powyższych bohaterów, ale musi uwierzyć, że ich zachowań nie dałoby się odwrócić bez czynienia akcji groteskową.

Zebra (fragment 2.)

czwartek, 13 marca 2014

Wkrótce Tadeusz wyszedł, a Lucia została sama w ich apartamencie. Wielka posiadłość leżała na obrzeżach Poznania, była nowocześnie urządzona, wygodna, ale pod takim pryzmatem Lucia nigdy na nią nie patrzyła. Był to obcy dla niej labirynt, ścieżek których nigdy nie poznała i nie pozna.

Zebra (fragment 1.)

czwartek, 13 lutego 2014

Błyszczące od potu, śniade ciało Tadeusza opadło ciężko na łóżko.
— Już... — odparł.
Rozłożył ręce po obu stronach łóżka. Dyszał głośno, jego klatka piersiowa nieustannie podnosiła się i opadała. Łykał powietrze, choć było ciepłe i nieświeże. 
Lucia jeszcze przez chwilę leżała obok wypięta, z głową skrytą w w długich, czarnych włosach. Na jej biodrach odcisnęły się sinym śladem palce Tadeusza. Gęsia skórka nie ustępowała ze skóry. W końcu odwróciła się, otarła załzawione policzki i odsunęła na sam skraj łoża. Nie na długo.
— Chodź tutaj, musimy porozmawiać — odezwał się Tadeusz, nie odrywając wzroku ze ściany.
Rozstawione ręce były najwidoczniej zaproszeniem i zachęceniem do spoczęcia na jego stygnących piersiach.
Kobieta ze szczerą wewnętrznie niechęcią, strachem wręcz, przysunęła się i umieściła głowę na jego twardym obojczyku, resztą ciała zachowując jak największy możliwy dystans. Bała się, że zbytnią śmiałością ponownie obudzi jego żądze.
Poczuła od Tadeusza woń potu, alkoholu i tytoniu. Z tą mieszanką zdążyła się już oswoić, gorzej było z odrzucającym zapachem świeżego nasienia i środka nawilżającego.
— Późno dzisiaj wrócę, bo w pracy przeprowadzamy ważny eksperyment. Swoim upartym zachowaniem dostatecznie spierdoliłaś mi już ranek, więc módl się, żeby eksperyment się udał — powiedział sucho Tadeusz.
Wstał z wielkiego łoża i rozpoczął poszukiwania poszczególnych części garderoby, które porozrzucane były od wczorajszego wieczora po całym pomieszczeniu. Szukając na podłodze drugiej skarpetki zatrzymał się nagle i zatopił wzrok w nagą Lucię. Padający na nią ostry cień żaluzji, uczynił z jej ciała dzikie zwierzę - zebrę, rozświetloną w jednych miejscach, w drugich zaś zatopioną w ciemności. Oczy, skąpane akurat w półmroku, zdawały się wyrażać po raz pierwszy u Lucii chęć gniewu i zemsty. Ale co tak naprawdę czuła – nie dało się odczytać, nie zaglądnąwszy wcześniej w jej zwoje mózgowe.
Tadeusz, ze śladem niepokoju na twarzy, wyciągnął z tylnej kieszeni trzymanych w rękach spodni dwa banknoty o dużym nominale i rzucił je niespokojnie na łoże. 
— Masz, ale zostań dzisiaj w domu...

Gothic. Wizjonerskość.

czwartek, 30 stycznia 2014

(z gawędy)

... i ten Graham, co kreślił mapy. Nie, nie, tu nie chodzi o pieczywo! Chodzi o trójwymiarowego modela-człowieka, pokrytego warstwą (dzisiaj już brzydkich) tekstur, zapisanego na plastikowej-szklanej płytce z początków XXI wieku. Chociaż, kiedy spożywam bułkę-graham, bądź pieczywo-chrupkie-graham, to nie myślę o niczym innym, jak o Kartografie. Smak, zapach i fakturę pieczywa łączę z Nim i światem, w którym egzystuje.
Teraz w ogóle nie gram już w gry komputerowe. "Wyrosłem" z tego, chociaż wcale nie uważam "pykania" za zajęcie urągające "dojrzałym". Znalazłem po prostu dla siebie ciekawsze zajęcia. Ale przejdźmy do myśli, która pulsuje w sercu, i musi niezwłocznie się uwolnić: w lepszą grę niż Gothic nie grałem. To subiektywne odczucie, bo wiem, że są tytuły o wiele bardziej doskonalsze, szczególnie teraz. Ale:
Ten świat... zetknięcie się z nim (2006), następnie obcowanie - nie da się tego nazwać. Górnicza Dolina jest... mój zasób słów również i tu zawodzi. Powiedzieć piękna, malownicza - to nie oddaje do końca jej charakteru, gdyż prócz tego, kryje w sobie NIEBEZPIECZEŃSTWO. Wszakże, dla każdego żółtodzioba, straszne były na przykład chwile, gdy w plecy kłuł łysy, skrzeczący ścierwojad.
Zagrożenie nie pochodziło tylko z lasu (szczególnie tego między Starym Obozem a Sektą), ale także od ludzi. Społeczeństwo trzech obozów, to społeczeństwo męskie, które rządzi się twardymi zasadami. Wrogość, brutalność i nieufność wobec obcych. Siła pięści, moc miecza i ruda - te trzy wyznaczają pozycję w hierarchii. A może też: im bliżej herszta siedzisz, tym szerszy masz dostęp do koryta. Potęga magnatów w Starym Obozie polegała, bodaj, właśnie na tym: czerpali zyski z wymiany rudy na towary z zewnątrz.
Można więc powiedzieć, że świat kawałka wyspy Khorinis jest gotycki. Gotycki w pierwotnym tego słowa znaczeniu: jako coś barbarzyńskiego, znamy przecież plemię skandynawskie Gotów. Tytuł gry to nie tylko jakiś tam slogan, który kojarzy nam się ze średniowieczem, z rycerzami etc. To także wskazówka, czego mamy się spodziewać, schodząc ścieżką w dół, w stronę terenów łownych, później zaś Starego Obozu.
Dużo mógłbym o tej grze pisać. Dużo jeszcze jest wrażeń, z którymi chciałbym się podzielić. Ale trzeba jeszcze czasu, by wrażenia ubrać w słowa. Raczej: by wrażenia same skondensowały się do słów.

7.01.2014

wtorek, 7 stycznia 2014

Trzeba wiedzieć, po co się wstaje. Ja wstaję ochoczo, gdy widzę jedynie w porannej ciemności Głodną Amerykę. Tak... to pewne dalekie wzgórze za oknem. Kiedyś dostrzegałem tam jedną latarnię. Teraz są aż 3-4 latarnie i wielka Łuna nad tym całym zagadkowym terenem. No właśnie, dlaczego Łuna? Raz myślę sobie, że za tymi wzgórzami ciągnie się nowa autostrada. Być może, nie chcę popełniać głupoty słownej. Albo, że rozpoczęła się tam wielka kolonizacja (tak, w końcu to Ameryka). Jednak pomimo niej, wzgórza nadal są dzikie i niedostępne późną porą. Ryzyko śmierci - wysokie.