List do Marii Danilewicz-Zielińskiej

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Za tę pracę otrzymałem pierwsze miejsce w Konkursie Literackim organizowanym przez włocławskie Liceum Ogólnokształcące im. Marii Konopnickiej. I tutaj chciałbym gorąco podziękować Pani Prof. Aldonie Nocnej - mojej polonistce i wychowawczyni - za zainteresowanie mnie twórczością i osobą Marii Danilewicz Zielińskiej, wsparcie w postaci książek autorki, i za motywację. A teraz, zapraszam do lektury. 

List do Marii Danilewicz Zielińskiej


Ciechocinek, 31 marca 2013 r.

Szanowna Pani Mario,

pisząc ten list, nie spodziewam się odpowiedzi, chociaż przynajmniej wierzę w to, iż wiadomość ta dotrze do Pani "niebiańskimi kanałami", o których żaden człowiek nie ma i nie będzie miał nigdy pojęcia.
Zaznajomienie się z Pani życiem i twórczością utwierdziło mnie w przekonaniu, iż nasze osoby łączy bardzo wiele. Nie spodziewałbym się nigdy, że moja bratnia dusza... żyła właśnie w Aleksandrowie Kujawskim - mieście niewątpliwie oddziałującym na „mój“ Ciechocinek.
Łączy nas nostalgiczny stosunek do Kujaw. W opowiadaniach „Od Tążyny“ i „Za szybą“ w sposób niezwykle barwny, idylliczny, przedstawiła Pani znany mi skądś krajobraz rodzimych ziem. Chociaż ja bardziej skłaniam się ku innym miejscom, nie mniej pięknym od Służewa czy Otłoczyna, a mianowicie ku Raciążkowi i Kuczkowi. Widok wiecznie szmaragdowych koron świerków, wzgórz, osamotnionych domów - pustelni, które dają o sobie znać głównie nocą, kiedy to pali się w nich światło, działa na mnie inspirująco, pobudza moją wyobraźnię. Ten krajobraz mam na wyciągnięcie ręki, bowiem okno mojego pokoju jest skierowane w stronę południa, wprost na dawne moczary.
Teraz wszystko się zmienia. Mój ukochany widok z okna wkrótce zginie, gdyż łąki ustępują nowo budowanym osiedlom - brzydkim betonowym molochom. Zasłaniają one coraz większe połacie raciążeckiego wzgórza.
Taka już szkodliwa jest nasza cywilizacja. Jak buduje jedno - to burzy drugie. To, co ludzkie, niszczy się i wymaga troski. Na przykład dworzec kolejowy w Aleksandrowie Kujawskim, za czasów Pani młodości, nie był wcale stary. Stanowił przez wiele lat doniosłą funkcję łącznika ze światem. Teraz zamienił się w pustą ruinę. A natura jest wieczna i stale się odradza.
Kujawiakom kujawskie opowieści czyta się inaczej niżeli „obcym“. Tu żyją ludzie zainteresowani przeszłością własnej społeczności, miejsca, gdzie żyją. Chcą poczuć, że są częścią lokalnej historii. Dałem do przeczytania „Fado o moim życiu“ mojej babci, wieloletniej mieszkance Aleksandrowa Kujawskiego (po „tej stronie toru“), która znała nawet Edwarda Stachurę. Lektura była dla niej tak arcyciekawa, że „pochłonęła“ książkę w jeden dzień, odnajdując liczne analogie co do ulic, budynków, w jakich przyszło jej spędzać młodość.
Szkoda, że ze świecą szukać w moich czasach takich autorytetów jak Pani. Brak kontaktu z pokoleniami, które już biologicznie przeminęły, a mogłyby nam, młodym, służyć przestrogami i doświadczeniem, sprawia, że poszukujemy wzorców w niewłaściwych miejscach. Jedynymi staruszkami, zdolnymi nam przekazać są książki - nośniki brzemiennej przeszłości. Książki, o które Pani walczyła, ratowała je od zniszczenia, poświęciła dla nich całą swoją karierę - teraz tracą na znaczeniu. Internet, nowe narzędzie do komunikacji i rozpowszechniania wiedzy stał się pułapką, gdyż nie zawsze służy pozytywnym celom.
Długie czasy pokoju, w których przyszło mi żyć, pozwalają wierzyć, że ludzkość uczy się na błędach. Jednak umyka nam przy tym coś innego: umiejętność życia... Pani potrafiła czerpać z niego pełnymi garściami.
Tą refleksją zakończę już mój list. Niech będzie moim hołdem dla Pani. Być może mniej doniosłym niż aleja nazwana Pani imieniem, droga łącząca „mój“ Ciechocinek z Aleksandrowem Kujawskim, jednak pochodzącym prosto z serca.

Z wyrazami szacunku

Mateusz Malinowski