Jest dobrze, mimo wszystko

środa, 5 października 2016

Spokój, ale głód w sercu.

Na dole jest miasto, w wietrze błyszczą się jak brokat latarnie. To pas złotego brokatu, od lewej do prawej.

Wyżej jest niebo, ale tam prawie pusto. Nie ma wstęgi srebrnego pyłu, widzę tylko kilka jasnych okruchów.

Niedługo powracamy do epoki, gdzie znowu będziemy dzielić wspólny Księżyc. Rozdzieleni.

Przychodzi (bo jestem tego pewny) wkrótce po tym czas, gdzie nie będziemy musieli patrzeć się w górę. Będziemy patrzeć na siebie i dzielić się palcem u ręki.

I, powiem nieskromnie, spoczniemy jak Tristan i Izolda.

Dialog (2)

sobota, 9 lipca 2016

- Skoro pozwoliłeś mi zjeść tego banana, możesz mi przez ten czas opowiedzieć, jak tutaj tobie było.
Uśmiechnąłem się już na samą myśl o tamtych chwilach. W tym miejscu.
- Uznają mnie za szalonego, ale...
On pod nosem również się uśmiechnął, szkicując jednocześnie na twarzy wyraz skupienia nad czynnością ściągania skórki z owocu.
- To jest moje wyśnione miejsce. - Zauważyłem, że jego uśmiech stał się nawet prowokująco ironiczny. - I nie ma w tym ani cienia przesady. Długo mógłbym opowiadać, ale teraz chciałbym cię przedewszystkiem przekonać. Toteż posłuchaj: W moim umyśle nieustannie przebywa jakiś inny świat, który ja sobie buduję i który kontempluję. Czasem go spisuję, aby ładna powieść z niego powstała. Ale jakże trudno mi pisać, kiedy nie mam czegoś przed oczami! To tak jak z malarstwem. Początkujący musi mieć przed sobą to jabłko...
- Lub banana... - wtrącił.
- Lub banana. A potem nabiera się takiej wprawy i wyobraźni przestrzenno-fizycznej, że model - w dużym skrócie - nie zawsze jest koniecznie potrzebny. Pisarz, tak jak malarz, nie może się zamykać w rzeczywistości wewnętrznej. Musi czerpać z rzeczywistości zewnętrznej, a nawet abstrakcja z niej czerpie.
- Mądrze mieć takie swoje miejsce bezpieczeństwa, ale nie można w nim zbyt długo przebywać. Bo z czasem duszno się robi - trafnie podsumował.
- No tak. Dużo jest takich podwójności we mnie. Znasz mnie dość dobrze. Najwięcej zaś znasz mnie prawdziwego. Mnie bez żadnej maski. Bo przecież ja wtedy jestem nie tylko najprawdziwszy, ale i najprostszy. Wtedy jestem dopiero wolny. Wolny przez to, że wszystko, co widzę, jest miłością.

Dialog (1)

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

— Gwiazdy, gwiazdy... Gwiazdy i ludzie... — rozważał moje słowa. — Te gwiazdy kojarzą mi się z Kantem. 

Gdy wymówił nazwisko niemieckiego filozofa, miał już papierosa w ustach. Po chwili rozgrzany do czerwoności tytoń zadymiał całe pomieszczenie. Ja to uszanowałem, nie tylko z chęci ukazania siebie jako "tolerancyjnej" osoby, lecz z czystego szacunku do niego. 

— Kant nie mówił o gwiazdach jako... — Urwałem, bo nie lubiłem się wymądrzać. Dokładniej: starałem się tego nie robić, widząc wymądrzanie się innych. — Tak, to ma nogi i ręce. To, o czym tobie mówiłem, nie jest może imperatywem kategorycznym, ale jest (dla mnie) ważną zasadą. Może nie zasadą postępowania, ale zasadą życia. Zasadą, która pozwala na utrzymanie prawidłowego nastawienia. O tym już sporo mówiliśmy, prawda?

On właśnie strącił nieco popiołu do popielniczki.

— Widzę to po swojej pracy — ozwał się — która zawsze mogłaby być lepsza. Ba, jestem tego pewien przez swoje własne doświadczenie, bo przez wiele zakładów przeszedłem. Jednak nie jest mi ciężko i nie narzekam: widzę nawet, że umysł chce mnie jakoś oszukać. Wmawia we mnie coś, czego mi nie potrzeba. Przecież słyszałeś tę starą mądrość ludową: wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Podczas mojego pobytu w Cardiff to brzmi tak: The grass is always greener on the other side.

— Ja bym bardzo chętnie chciał już pracować — powiedziałem ironicznie, jednak w głębi duszy szczerze tak myślałem. I on to wykrył:

— Uczysz się jeszcze — powiedział po wyrzuceniu z siebie strugi gęstego dymu. Stąd mówił przez lekko przymrużone oczy. — Uczysz się nawet, kiedy o tym nie wiesz. Udowodnię ci to.

— Jak? — zapytałem ze zdziwieniem.

— Trzeba zburzyć najpierw pewne mury...