Chwała alkoholowi, wódce, spirytusowi...*

środa, 22 grudnia 2010

Zbliżające się święta skłoniły mnie do prostej, aczkolwiek bolesnej refleksji. Od kilku lat co raz śmielej, i pewniej dochodzę do wniosku, że Święta Bożego Narodzenia tracą swój sens, swój ciepły, refleksyjny charakter. A przede wszystkim - nie są już religijne. Uległy komercjalizacji -  dostajemy w tym czasie zalewu wszelakich reklam, promocji itp.

Czy wśród zakupowego szału, rozsyłania kartek na nk.pl czy facebooku znajdziemy czas na należyte przygotowanie się do adwentu, a potem do wigilii? Czy będziemy mieli odwagę zreflektować się nad własnym życiem?


* słowa te są parodią znanej kolędy, nie jest to świętokradztwo

Pewnego dnia w Ciechocinku... III

czwartek, 18 listopada 2010

Bez ciebie
cóż mogę zrobić?

Soczysty akord, i bas rozpoczął swoją solową kwestię, powoli mieszając się w motyw główny, który rozbrzmiewał swoją chwytliwością nie tylko w membranie głośnika, ale także w moim sercu, w moich nogach i rękach...

Wyłączyłem przenośny odtwarzacz muzyki i przeszedłem przez jezdnię ulicy Świętej Sybilii*. Melodia, którą przed chwilą słuchałem szczególnie zapadła mi w pamięci. Rozebrałem ją na części pierwsze, mogłem to robić bez końca.

Czym jest jednak muzyka?

*to jest ulicy Widok

Pewnego dnia w Ciechocinku... II

poniedziałek, 18 października 2010

Wszędzie było ciemno. Po plebani rozchodził się gorzki aromat cnoty i ubóstwa, który, przedostając się przez nozdrza, trafiał do ludzkich serc i żołądków, wywołując mdłości. Parafianie nie przywykli do takich woni. Wchodzili jeden po drugim przez kręte schody do salki mieszczącej się na drugim piętrze. W umysłach - burza, w ustach - suchość. I myśl, z jakim monstrum przyjdzie im się zmierzyć.

Byli poganami.

Gdy weszli do wnętrza salki parafialnej, ujrzeli...
- Jest 17:15. Wszystkie anioły odeszły - odparł jeden z przybyłych zerkając z boku na zegarek.
Przed nimi stała zaś Prawda.

"NN sobie próbuje przypomnieć słowa modlitwy"

poniedziałek, 27 września 2010

Utwór jest wizją postindustrialnego, zdehumanizowanego i utopijnego społeczeństwa polski czasów komunizmu. Wizją, która tak naprawdę miała miejsce.

Ludzie przestawieni w wierszy byli wypłukani ze wszelkich uczuć, liczyła się dla nich codzienność. Dlatego w imię godnego materialnie życia i bytu musieli się wyrzec swojej wiary, a przynajmniej zapomnieć o niej. Jest to oczywiste, kiedy prześledzimy działania polskich władz komunistycznych.

Sądzę, że NN należał do tych osób, bo próbował przecież przypomnieć sobie słowa modlitwy "Ojcze Nasz...". W istocie wypowiedział ją zupełnie zdeformowaną, nie mającą nic wspólnego z oryginałem. NN wzywa w niej Boga do reakcji. Widzi postępującą degenerację społeczeństwa. Sądzi, że jedynym środkiem aby temu zapobiec jest wiara. Chcąc uargumentować swoje prośby podaje konkretne przykłady ludzi, którzy "jeszcze się nie przebudzili". NN szydzi również z władzy za pomocą ukrytych sprytnie eufemizmów.

Dead Can Dance - Aion

wtorek, 21 września 2010


Recenzja płyty, która pojawiła się w wrześniowym "Spodławku" (z 2009 roku)


Najnowszym wydaniem muzycznym, z jakim miałem do czynienia jest AION, szósty album grupy muzycznej Dead Can Dance, (założonej z inicjatywy Australijki Lisy Gerrard oraz Brytyjczyka Brendana Perry'ego) wydany w 1990 roku, różni się diametralnie od poprzednich longplayów, bo zabiera nas w mroczne i posępne klimaty wieków ciemnych średniowiecza. Od razu zaznaczam, że nie jest to muzyka kościelna – faktycznie, od pierwszego utworu pojawia się chór na kształt chorału wraz z organami, ale okraszanie tego mianem muzyki sakralnej równa się z idiotyzmem (co mogłem zaobserwować na pewnym osobniku) W rzeczywistości, AION to połączenie relaksującego ambientu, tajemniczego ethereal’u z muzyką dawną na czele…
Spójrzmy na okładkę, która już na pierwszy rzut oka budzi zainteresowanie. Jest to fragment tryptyku Ogród ziemskich rozkoszy holenderskiego malarza Hieronima Boscha, swym stylem, dobrze obrazujący to, co będziemy mogli usłyszeć uruchomiając kompakt.
Trudno jest zrozumieć AION po pierwszym odsłuchaniu, zwłaszcza, jeśli ma się płytkie wyobrażenia o muzyce. Od samego początku do końca doskwiera nam ten szczególny, średniowieczny charakter, który trudno opisać słowami, co może wywoływać negatywne emocje u słuchacza. Melancholijne, wolne, aczkolwiek rytmiczne i relaksujące kompozycję zachodzą w pamięć już od pierwszego odsłuchania. Ważnym aspektem tego wydania jest niepowtarzalny, brzmiący jak nie z tej ziemi głos Lisy. Tekstów jako takich nie ma (Gerrard śpiewa swoim własnym „językiem”). Wyjątkowo nie przypadł mi do gustu wokal pana Brendana, gdyż powinien wraz z łagodną linią melodyczną relaksować, a nie rozdrażniać umysł.
Reasumując, album zrobił na mnie ogromne wrażenie. Polecam tą płytę na długie i deszczowe jesienne wieczory. Za każdym razem przeniesiecie się w mistyczny świat uczuć, a taką wyprawę zapamiętacie na długo…

Ciekawe utwory:The song of the Sibyl; Radharc.
Dla kogo: Dla tych, którzy nie stronią od eksperymentów muzycznych


"Poetyckie wizje", czyli wypracowanie z polskiego

niedziela, 19 września 2010

Sądzę, że oba wiersze ("Przypowieśc" i "Przesuwa się, przegwieżdża" łączy wspólna tematyka wizji stworzenia świata. Podobny jest nastrój, pełen swojskiej idylliczności, a jednocześnie tajemnicy.
A co je różni?
Utwór Baczyńskiego jest typowym wierszem, z typową dla tego gatunku budową: zwrotkami, wersami, rymami... Pisząc wiersz, poeta zasięgnął do Biblii - niewyczerpalnej "studni bez dna" motywów. Wypełnił go mnóstwem różnorodnych środków stylistycznych.
Z kolei "Przesuwa się, przegwieżdża" to wiersz awangardowy. Wyróżnia się nietypową budową i językiem charakterystycznym dla Białoszewskiego. Przedstawia tą samą treśc co "Przypowieśc", tyle, że w bardziej intymny, osobisty sposób. Nie uświadczymy tu bowiem biblijnego patosu, ani niczego innego, co przywodzi na myśl tą świętą księgę. Wszystko dzieje się z perspektywy okna. Białoszewski zawarł w wierszu maksimum treści w minimum środków wyrazu.

---
Wypracowanie traktuje o różnicach i podobieństwach w wierszach "Przypowieśc" i "Przesuwa się, przegwieżdża". Trochę to dziwne, że daję szkolne wypracowania jako felieton, nieprawdaż?

O języku francuskim w mojej działalności

wtorek, 20 lipca 2010

Jestem winien wam to krótkie wyjaśnienie, bowiem wielu nie może pojąć dlaczego język francuski odgrywa tak ważną rolę w mojej muzyce. Przecież większość (jeśli nie całość) moich utworów są tytułowane właśnie po francusku.

Po pierwsze: nie znam francuskiego, i obecnie nie mam zamiaru się go uczyć. Co prawda, zgłębiłem podstawy, ale to wszystko. Jednak bardzo lubię ten język. Jest idealny do śpiewania (co można udowodnić słuchając piosenek na przykład Mylene Farmer i innych fenomenów francuskiej sceny muzycznej którą uwielbiam), ma dużo samogłosek. Mówią też, że jest to język miłości i zakochanych.

I mimo tych barier językowych, bardzo go lubię.

Zapewniam was, że te utwory nie są na pewno zapisane poprawnie (pod względem gramatycznym) ale nie o to mi chodzi. Tytuły traktuję jak nazwy własne, które coś dla mnie znaczą.

I tak właśnie powstało Raas'cin île, czy La chanson en vertu de la caverne Randaraa.

P.S.: Przepraszam was za tak długą przerwę, ale przez ten czas nie mogłem nabyć jakiejś poważniejszej weny.

Zukunft und "Im Jahr 2100..."

środa, 16 czerwca 2010

Mein Zukunft
In vier Jahren werde ich das Abitur machen. Dan werde ich Journalistik in Toruń oder Ponnau studieren. Später, werde ich ein Arbeitsteche in Zeitung finden. Ich werde viel geld verlieren. Wenn ich genug Geld haben werde, werde ich nach Frankreich reisen. Ich werre Haus ins Gebirge kaufen. Dannach werde ich ein Buch schreiben. Eventuell werde ich der Führerschein machen.

Im Jahr 2100...
... werden die Menschen so glücklich ind zufrieden sein, weil sie nicht mehr zu arbeiten brauchen. Im Jahr 2010 wird es weniger Natur. Der Wälder und die Weiser werden in Grun - Zone. Die Menschen werden in Metallplatten Häuser wohnen. Sie werden mehr Erfingungen haben. Krankheiten und Epdemien werden gebannt sein. In Zukunft werden wir kleine Flugzeugs statt Autos. Die Welt wird viel Modern als Heute.


Dwa teksty, które pisałem na języku niemieckim. Chciałem się ich po prostu lepiej nauczyć, a i Niemcom (jeśli tacy odwiedzają tą stronę) zrobić niespodziankę.

P.S.: (17 czerwca) Opłacało się. Zaliczenie zdane ;)

Symfonia rocka

wtorek, 8 czerwca 2010


Rok 2010 jest wyjątkowo przychylny Ciechocińskim fanom The Beatles. Dzisiaj mieli okazję już po raz drugi posłuchać najbardziej kultowych coverów tejże grupy.




Świętowanie 50 lecia Beatlesów w Ciechocinku przypadło 27 marca - w koncercie z serii "Cztery pory roku: wiosna)" wykazały się młode i bardzo utalentowane wokalistki z naszego miasta. A dzisiaj? Dzisiejszy dzień to zupełnie inna bajka...

Koncert pod tytułem "Symfonia Rocka" odbył się 3 maja o godzinie 16 w Muszli Koncertowej w Parku Zdrojowym z inicjatywy burmistrza miasta, Pana Leszka Dzierżewicza. Wystąpił bydgoski zespół coverowy "Żuki", w typowym i stałym składzie. Towarzyszyła im jeszcze Orchestra Symfoników Pomorskich pod przewodnictwem Marka Czekały, który jednocześnie prowadził koncert, w swój jedyny, oryginalny sposób. Nie obyło się od zabawnych aluzji, czy próśb o bisy.

Impreza podzielona była na dwie części trwające około godziny. Pierwsza była poświęcona w całości grupie The Beatles. Zagrano (i zaśpiewano) takie przeboje jak Hey Jude, Yesterday, Help! czy Something. Druga - Czerwonym Gitarom (Nie zadzieraj nosa, Port, Tam gdzie woda i las, Historia pewnej wiadomości, Kwiaty we włosach).

Jak nie trudno się domyśleć, grana była mieszanka rocka z symfonicznymi brzmieniami. Utwory pokazywały zarówno swój pazur jak i tą subtelniejszą stronę (szczególnie, kiedy zaczynała orchestra).

Nie żałuję tych dwóch godzin spędzonych na dobrej zabawie. Możliwość zobaczenia na żywo zespołu rockowego to nadal rzadkość w naszym uzdrowisku. Szkoda również, że z powodu tak kiepskiej pogody zaledwie 1/3 miejsc była zajęta.

Powódź

niedziela, 23 maja 2010

Całe miasto ogarnęła dzisiaj gorączka. Wszyscy żyją w niepokoju. Tak realnego zagrożenia powodzi Ciechocinka nie było już duży szmat czasu. Pierwsze symptomy nadciągającej powodzi już nadeszły, wystarczy wybrać się w okolice wału, które odwiedziły dzisiaj tłumy ludzi. Jest i policja, i nad niebem przelatywał "Błękitny 24"
Wszyscy dobrze widzą, że nasza sytuacja jest uzależniona od stanu tamy we Włocławku. Wystarczy tylko jedna mała wyrwa... i może powtórzyć się sytuacja z lat 20 ubiegłego wieku. Mam wielką nadzieję, że tak się nie stanie.



Wspomnienia z miasta snów, część druga

środa, 28 kwietnia 2010


B A G N A
Umiejscowione tuż za Bazą bagna, stanowią ważny punkt (moich) wycieczek rowerowych. Rzadko można być tak blisko natury. Są dla mnie również miejscem mistycznym, wyjątkowym. Związane są również z organizacją "Scuba's Home" i nań siedzibą. Dodam tyle, że zawitałem tam dopiero 27 lipca 2009 roku! Doskonałe miejsce na sesję zdjęciową w plenerze.

Aby je zobaczyć, wystarczy wyjść za Ulicę Południową i kierować się ku autostradzie i wsi Kuczek. Gdy dotrzecie do sztucznego zbiornika oznacza to, że jesteście za daleko. Dokładnie przedstawi to ta mapka.


Pokaż Droga do Bagien na większej mapie

Recenzja płyty "The Fall"

sobota, 17 kwietnia 2010

The Fall jest najnowszym albumem amerykańskiej artystki Norah Jones. Składa się z 14 piosenek „perełek”, który oscylują pomiędzy różnymi gatunkami muzyki: jazzem, bluesem a nawet alternatywnym rockiem. Do tego stopnia, że fortepian wyparły gitary, i podkreśla on jedynie linię melodyczną. Fani marudzą, a ja się cieszę. Zwłaszcza, że przy nagraniach pracowali tacy gitarzyści jak Marc Ribot czy Tom Waits, co oznacza, że każdy riff, każdy akord, każde uderzenie struny wywołuje u słuchacza nieopisane dotąd wrażenie, na które składa się również charakterystyczny wokal Pani Jones.

Jak już wspomniałem, dźwięki stoją na wysokim, audiofilskim wręcz poziomie. Płyta generalnie była tworzona na długie jesienne wieczory, ale to zależy od punktu widzenia słuchacza. Jesteś optymistą i pozytywnie patrzysz na świat? Każde odsłuchanie chociażby jednej piosenki będzie napawało Cię wiosenną energią. A jeśli zaś jesteś pesymistą, to po jednym takim „seansie” długo nim nie pobędziesz…

Nie ukrywam, że płyta jest „trudna do słuchania”, ale to uczucie nudy i monotonii mija dość szybko. Do „The Fall” trzeba zabrać się z pozytywnym myśleniem. W zamian za to, spędzimy mile nie jeden wieczór, albo lepiej, poranek.

Tragedia w Smoleńsku

wtorek, 13 kwietnia 2010


O nie, nie zgadliście. Jestem w głębokim szoku w związku z tym co się stało. Do dzisiaj nie mogę uwierzyć, że zginęły tak ważne dla państwa osoby: para prezydencka, posłowie i senatorowie, wojskowi i duchowni. Dziwne, że to straszne i wstrząsające wydarzenie zbiegło się z rocznicą równie strasznej zbrodni katyńskiej. Smutno mi... Dlaczego to się stało właśnie wtedy, gdy relacje polsko - rosyjskie ociepliły się na tyle, że Rosjanie chcieli odpokutować i wyjaśnić grzechy przeszłości?

W naszym mieście działo się niewiele, wszak to małe miasto. Jednakże Ciechocinek posiada Dworek Prezydencki, który prawda Lech Kaczyński odrzucił. Ludzie jednak wbrew temu uznali, że bądź co bądź to miejsce - symbol. I zaczęli masowo przynosić kwiaty, zapalać znicze...

Pożegnaliśmy prezydenta nie jako polityka, ale jako człowieka. Człowieka wielkiego formatu.

Cztery pory roku - 50-lecie The Beatles

niedziela, 28 marca 2010

Wczoraj, to jest 27 marca w Teatrze Letnim odbył się koncert poświęcony 50-leciu legendarnego zespołu The Beatles. Tak się składa, że miałem okazję w nim uczestniczyć. Wystąpiło kilkanaście młodych wokalistek z regionu, w tym: Biziorek Marta, Czerwińska Dominika, Chatłas Karolina, Grabowska Anna, Hińczewska Michalina, Łoś Monika, Małecka Marta, Modrzejewska Magda, Renk Magda, Renk Martyna, Strzelecka Sylwia, Trzeciak Anna, Urbańska Karolina, Sara Rygielski, Wysocka Ewa oraz zespół Hitto. Scenariuszem i reżyserią zajął się Pan Sławomir Małecki.

Zarówno aranżacje, jak i wokale stały na bardzo wysokim poziomie, i zasługiwały na oklaski (których oczywiście nie brakowało). Zaśpiewano największe przeboje zespołu, np. Michelle (poniżej) czy Yesterday.

Koncert charyzmatycznie prowadziła Barbara Wiśniewska.

Sześć stóp pod wodą, rozdział czwarty

wtorek, 9 marca 2010

Traktat o Syrenach, manuskrypt, przy pomocy którego rozwiązać mogłem tajemnicę oddychania w wodzie - znajdował się w cudzych rękach. Co prawda był to tylko jeden kawałek skomplikowanej układanki, i nie zawierał żadnej przydatnej wskazówki.
A mimo to w żadnym wypadku nie mogłem pozwolić na sromotną porażkę, której wizja wręcz wisiała mi nad głową. Dobrze, że byłem człowiekiem silnym psychicznie i odpornym na presję.
Biegłem truchtem, prosto przed siebie, nie zwracając uwagi na to co, i kogo mijam. Na moje nieszczęście błądzenie po korytarzach dłużyło się i dłużyło, a ja nigdzie nie natrafiałem na złodzieja (a zresztą: nawet się go nie spodziewałem).
Dziwnym to trafem trafiłem do recepcji. Podłogi tego pomieszczenia były pokryte białym marmurem, połyskującym w świetle lamp. Wokoło skórzane fotele o czarnym obiciu, szklane etażerki na których leżały rozrzucone stosy ulotek i broszur. Recepcja wystrojem przypominała przychodnię na Trakcie Głównym.
Z tą różnicą, że w recepcji panowała totalna pustka. Ład i porządek aż raził po oczach. Wszak myślałem, że przetoczyła się tu istna "burza, taka z piorunami", a tu proszę... ani kropelki krwi ani cząstki jakiegoś organu... nic!
Nagle:
- Stój Edwinie Handlaa, stój bo ją zabiję! - zagroził ktoś z tyłu. Odwracam się, i dobywam wyrzutnik harpunów.
I oto przede mną stał zamaskowany złodziej. Odziany był w czarny lateksowy uniform, z wieloma kieszeniami, kaburami na pasie i innym wyposażeniem, przez co wyglądał nie co groteskowo i pokracznie.
Biedna Diamanda Kohn służyła mu za "żywą tarczę" - jedną ręką objął ją w biodrach, drugą zaś, przyłożył pod jej gardło myśliwski nóż. Dziewczyna, wściekła i zniesmaczona zarazem, z całej siły próbowała wyswobodzić się z rąk intruza.
- Rzuć broń! - warknął półgłosem.
Nie posłuchałem jego polecenia. Stałem przed nim ze stoickim spokojem i starałem się mierzyć bronią tak, aby nie trafić w Diamandę Kohn.
- Poderżnę jej gardło! - syknął mocniej przyciskając nóż do szyi swej zakładniczki. Ta uniosła wysoko głowę zaciskając zęby.
- Nie sądzę - odparłem spokojnie, wykonując kilka kroków w jego kierunku. Presja, która na niego oddziaływała stawała się coraz większa. Nie myliłem się - intruz nie wprawił w ruch swojego noża.
- Puść ją - zażądałem przekonującym głosem.
- Najpierw wyrzuć tą zabawkę!
Nie odrywając od niego wzroku pełnego przebiegłości i uwagi, zamaszystym ruchem wyrzuciłem za siebie wyrzutnik harpunów. W jego oczach z pewnością wyglądał na zabawkę. Gdyby jednak poczuł harpun zatapiający się w jego wnętrznościach, wnet zmieniłby zdanie.
Intruz pchnął swoją niedoszłą ofiarę w moją stronę. Diamanda objęła mnie opierając swą głowę o moją pierś i zmroziła Intruza wzrokiem. Spodziewałem, że rozpłacze się i załamie - jednak zachowała zimną krew i nie wydała z siebie ani jednej łzy.

Albo jest się czarnym, albo białym...

sobota, 27 lutego 2010



Krew mnie zalewa, gdy patrzę na takie rzeczy. Ciechocinek, znane polskie uzdrowisko, nazywane "zielonym" miastem... a jeszcze przykłada rękę do masowego wycinania drzew... Dlaczego? Oczywiście, nikt nie wie. A może SM potrzebuje drewna na opał, albo je gdzieś sprzedaje? Zapewniam, że drzewa te nikomu i niczemu nie przeszkadzały. Wręcz przeciwnie, w lato dawały mieszkańcom Ciechocinka cień. Sprawiały wrażenie miasta skąpanego w soczystej zieleni brzóz, topoli i lip... niestety, nie w tym roku. Ogołocona została już ulica Osiedlowa i Lorentowicza. Wystarczy spojrzeć na zdjęcie po prawej, jak brzydko i wręcz ohydnie wyglądają doszczętnie pościnane drzewa.

Jedyną pozytywną (ale i egoistyczną) stroną sprawy jest fakt, iż będę mniej odczuwał skutki pylenia tychże drzew (jestem alergikiem).Jestem zniesmaczony, zdziwiony i wstrząśnięty tą sprawą. Nie powinno się tak robić.

Premiera składanki Hrabiego Niczego!

poniedziałek, 22 lutego 2010



Niektóre utwory składanki były dostępne już wcześniej (na last.fm), lecz oficjalnie najnowsza składanka miała premierę dzisiaj. Znajdują się na niej wszystkie utwory Hrabiego Niczego z 2009 roku (wydane na singlach, jak i niepublikowanych). Prócz tego, bonus, w postaci dodatkowego utworu: La chanson en vertu de la caverne Randaraa (instrumental demo). Pamiętajcie, że to dopiero początek, i na tej składance na pewno się nie skończy.

Składankę można słuchać na last.fm, jak i pobrać pod tym adresem. Są również filmiki na portalu youtube. Poniżej macie możliwość odsłuchania samego utworu bonusowego. Jest to instrumentalna wersja piosenki (tekst i wokal być może niedługo się pojawią).

Dookoła świata

środa, 17 lutego 2010

Witajcie, drodzy czytelnicy! Jak pewnie zauważyliście, dodałem na blogu nową funkcjonalność - a mianowicie możliwość tłumaczenia strony na jeden z bardzo pokaźnej liczny języków. Oczywiście, że tłumaczenia nie będą dokładne, jednak system Google nie popełnia tak wielu błędów jak konkurencja. W dodatku jest darmowy.

Mam nadzieję, że chociaż po części przełamie bariery językowe. Chcę promować Siebie nie tylko w Polsce (co jest priorytetem), ale także na świecie. I to narzędzie w jakiś sposób mi to umożliwia.
Może przesadzam, a może mówię prawdę? To już oceńcie sami. I wybaczcie za tak krótki post.

P.S.: Zapraszam do słuchania kolekcji 9 dem z 2009 roku - tutaj. Poniżej zaś, teledysk (wizualizacja) do Apprivoiser avec le loup

Nowe utwory!

wtorek, 2 lutego 2010


Przedstawiam wam kilka starszych i nowszych projektów, dem mojego autorstwa. Utwory tworzyłem rzecz jasna programem Fruity Loop studio. Oprócz tego, krótkie komentarze mojego autorstwa.

Le monde souterrain
Czas: 1:22
Kliknij, aby posłuchać

- Nazwa utworu znaczy tyle samo, co "Podziemny Świat". Nie ulega wątpliwości, że słuchając tego utworu mamy poczucie niepokoju, strachu. Bycia w naprawdę mrocznym miejscu, jakim wszak jest ten "podziemny świat".

L'intolérance du lactose..
Czas: 1:04
Kliknij, aby posłuchać

- Nietolerancja laktozy bywa czasami groźną przypadłością. Ale ma swoje dobre strony - co może powiedzieć Endywia, bohaterka kreskówki Chowder, która wymigała się od jedzenia ton zielodów (wyręczył ją Chowder). Ogółem rzecz biorąc, utwór ten to niezwykła gra echem.

Demain donne la justification!
Czas: 2:04
Kliknij, aby posłuchać

- Dziwna wariacja. Przeciętny słuchacz, który na dodatek nie miał do czynienia z moim życiem i otoczeniem nie zrozumie przesłania, jak i sensu utworu. Jest to bowiem ekspresja, na temat usprawiedliwień - które trzeba przynosić (tytuł znaczy - "Jutro przyniosę usprawiedliwienie!"

Entre à la cathédrale
Czas: 0:52
Kliknij, aby posłuchać

- Czy aby na pewno to wejście do katedry? A może to wrota do średniowiecznego, mrocznego zamczyska, pełnego duchów? Na szczęście na końcu utworu doświadczymy akordu wykonanego przez organy - odpowiedź jest więc jasna. Jeden z pierwszych moich projektów.

Więcej utworów już niedługo!


Wspomnienia z miasta snów, część pierwsza

niedziela, 31 stycznia 2010

Słowem wstępu: ta seria postów dotyczyć będzie Ciechocinka (Synto/Bazaa), mojego rodzinnego miasta. Pokażę wam, dlaczego jest takie niezwykłe, i dlaczego okraszałem je mianem "Miasta moich snów". Oto część pierwsza.



E L E K T R O W N I A

Ta wieża średniego napięcia, rozdzielnia prądu (jak zwał tak zwał), została ochrzczona (przeze mnie) jako "elektrownia". Do dzisiaj zadaję sobie pytanie: "Dlaczego akurat elektrownia?! Toż to ani jednego komina nie ma! Sterta dziwacznych, metalicznych konstrukcji . Ale dlaczego aż tak mnie intrygowała?! Może... może dlatego, że to najwyższa budowla w całym Ciechocinku (o ile nie wyższe są Tężnie)

Iko czwarty wraz ze swoim azjatyckim towarzyszem...

-1-


Iko Czwarty wraz ze swoim azjatyckim towarzyszem Kim Hye Sungiem siedział przy jednym ze stolików „Baru, restauracji i kawiarenki pod Drugą Bramą”.
Miejsce to, tak samo jak ulice, świeciło pustkami. Ich obecność przyciągała wzrok starego łysiejącego barmana, który z braku innych zajęć polerował kieliszki, czekające tylko na wypełnienie się ostrą, pobudzającą zmysły Malarką Ce.
Tymże specyficznym alkoholem upijali się zarówno miejscowi, jak i przybysze. Już jeden kieliszek rozgrzewał do czerwoności, co w klimacie subpolarnym było na wagę złota. Bynajmniej „Bar, restauracja i kawiarenka pod Drugą Bramą” nie był „jakąś tam” pijacką speluną. Wręcz przeciwnie – gościł w swych progach nie jednego inteligenta, polityka czy inną osobistość, a występy miejscowej śpiewaczki – Lady Guby – znał cały światek avaloński.

Stary d z i a d u s, jakby nie mógł gapić się w te swoje durne kieliszki, pomyślał Iko.
Gdy wstał i zbliżył się do lady, stary barman zląkł się i wzdrygnął, wydając z siebie stłumiony krzyk. Iko nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, wyciągnął tylko z kieszeni złożoną na pół kartkę i rozwinął ją.
Widniał na niej portret młodego i bardzo postawnego mężczyzny. Twarz, niczym wyciosaną z kamienia charakteryzowały wydatne kości policzkowe (zupełnie jak u Kim Hye-Sunga). Gabarytami przypominał goryla.
- Czy wie Pan, gdzie może przebywać ten człowiek? – zapytał Iko, podsuwając fotografię staremu barmanowi. Ten przebrnął po niej kątem oka, spojrzał na Iko z niepewnym wyrazem twarzy i odrzekł:
- N-nie, p-proszę pana…
Zapadła grobowa cisza, co jakiś czas przerywana głośnym mlaśnięciem, czy siorbnięciem Lee Hye Sunga, pożywiającego się Kim chi…

Iko źle to rozegrał. Zamiast spokojnie się przedstawić, powiedzieć, że jest się z Xori i wyjaśnić powód w jakim poszukuje Krzysztofa M. (tak bowiem nazywał się mężczyzna ze zdjęcia), przeszedł do sedna, a na dodatek wzbudził u barmana przesadny wręcz lęk i niechęć.
Wzdychnął z bólem i wrócił na swoje miejsce z bezradnie spuszczonymi ramionami.

Zbiegiem okoliczności do środka „Baru, restauracji i kawiarenki pod Drugą Bramą” wkroczył Krzysztof. Zbliżył się ślimaczym tempem do starego barmana i zamienił z nim kilka słów. Co za szczęście! Iko przyglądał się tej całej sytuacji ze skupieniem, chociaż nie było to po nim widać.
- Wrócę z towarem nieco później, wiesz, muszę zaprowadzić do bazy jakiegoś ruska. Laszlo mi kazał – usłyszał.
Stary barman kiwnął lekko głową. Na jego twarzy widniało zakłopotanie. Starał się całą sprawę ukryć, niestety Iko był już co do niego uprzedzony…
Krzysztof wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Działo się to w tak krótkim czasie, że dopiero po chwili do Ika doszło to, co się wokół niego dzieje:
- Hye Sung, on tu był, rozumiesz? Idziemy! – gorączkował, szturchając swego towarzysza łokciem. Czuł narastające napięcie. Serce waliło mu jak szalone.
Niewzruszony zaistniałą sytuacją Kim Hye Sung przełknął porcję „cuchnącej” (takim mianem określił ją Iko) kapusty i zwróciwszy się do swego towarzysza z pretensjonalnym grymasem mruknął:
- Nie skończyłem – i wrócił do swojej jakże zajmującej czynności.
- CO?! – wykrztusił Iko zrywając się z błyszczącego brązowego krzesła. – Mamy szansę wyrwać się z tego zadupia, a ty… a ty tłumaczysz się tą śmierdzącą b a r b e l u c h ą ?! – Teraz już wyraźnie czuł pulsowanie krwi napływającej do żył. – Zawsze wiedziałem, że ci Koreańczycy z połu…
- Nie obrażaj mnie! – warknął Hye Sung wstawszy od stołu. – Ja nie jestem z Hanguk*. Moją ojczyzną jest Choson*! Jasne? –odrzekł, grożąc Ikowi palcem.
- Jasne… - mruknął tamten i rzucił na stolik stuzłotowy banknot.
————————————
* - obie nazwy znaczą to samo — Korea. Z tym, że pierwszej wersji używają Koreańczycy z południa, a drugiej z północy.

M a t e u s z M a l i n o w s k i

Tragedia!

poniedziałek, 18 stycznia 2010


Od kilku dni zapadła gorąca "dyskusja" i marudzenie na temat ostrej ostatnio zimy. Dziwi mnie jedno: dlaczego marudzimy na to, czego sami chcieliśmy? Ile to ja razy nie słyszałem, jak bardzo byśmy ją chcieli, że bez śniegu ani rusz, że nadciąga globalne ocieplenie i już prawdziwego mrozu nie zaznamy...

Niestety, natura bywa kapryśna, pokazała to i tym razem, co szczerze mówiąc bardzo mi się nie podoba. Dlaczego? Wystarczy wyjść na dwór, by się przekonać - chodniki są wzdłuż i wszerz zasypane twardym i zbitym śniegiem, mróz szczypie w nos. Widziałem dzisiaj ludzi, którzy w akcie desperacji jeździli na nartach. A Ciechocinek to nie słynny górski kurort, tylko nizinne uzdrowisko...
Mówiąc krótko: zimo, spadaj!

Pół roku minęło...

piątek, 15 stycznia 2010

Niegdyś na swoim starym blogu pisałem:
1 czerwca postanowiłem założyć swój pamiętnik.Nie jest to wbrew pozorom różowa książka zamknięta na kłódkę, pełna brokatowych rysunków, i napisów.Jest to w stu procentach dojrzały dziennik.Zamieszczam tam nie tylko sprawozdania i przemyślenia dnia codziennego ale także wcześniejsze myśli.Dlaczego?Chciałbym zachować przeszłość na papierze, dlatego iż jak wiadomo, nie każdy człowiek ma tak wielką pamięć.Po za tym lubię często wracać do przeżytych chwil, z dumą (bądź ze zdziwieniem) patrzeć na to co kiedyś robiłem.
Minęło gdzieś z pół roku, odkąd założyłem swój dziennik. Opisałem około 69 dni, nie licząc mniejszych i większych przerw, jak i braku czasu. Zapisałem "tylko" 5/6 kartek zeszytu.
I mówiąc szczerze, całkowicie straciłem chęć na pisanie takich rzeczy. Widocznie pojąłem, że w swoich wspomnieniach chcę zatrzymać wyłącznie rzeczy pozytywne, a reszty się wyprzeć: opisywałem bowiem tylko to, co nigdy nie powinno wywoływać we mnie bólu. Nie chodzi mi tutaj o nostalgię. Nostalgia to wyjątkowe uczucie, bo jako jedyne jest niezaspokajalne - wszak czasu nie cofniesz...
Wracając do tematu: nie mogłem aż tak koloryzować swego życia, nie mogłem siebie codziennie oszukiwać - dlatego uważam ten projekt i przedsięwzięcie za jak najbardziej zamknięte.Myślę, że ten niesforny dziennik zamyka najdziwaczniejszy rozdział mojego życia, pełen błądzenia i odkrywania świata na nowo.

Przypadki Avalońskie: Narodziny Potwora z Zatoki

wtorek, 5 stycznia 2010

Opowiadanie biorące udział w konkursie traktującym o uzależnieniach. Życzcie mi powodzenia!

Przypadki avalońskie: Narodziny Potwora z Zatoki


Młody, bo siedemnastoletni David Karpaan wielbił żeglugę - jak to nazywał - swą prowizoryczną, drewnianą łodzią. Rzecz jasna, mógł to robić tylko pod nieobecność ojca, Martina - Dona Mafii Zvitka'. Był on człowiekiem niezwykle ostrożnym, a przy tym upartym jak osioł, nieznoszącym żadnego zachwiania ustalonego przezeń porządku – bezpieczeństwo syna stawiał więc bezwzględnie na pierwszym miejscu.
Wczesnym wieczorem, gdy słońce nieznacznie wtopiło się w horyzont, nadając niebu niezwykłą, pomarańczowo-złotą barwę, postanowił wybrać się na krótki ”rejs”. Wypłynąwszy z rodzinnej wysepki, mieszczącej siedzibę Mafii Zvitka', skierował się w okolice południowo-wschodnich wybrzeży Wyspy Ra’scin, otoczonych zewsząd gęstym borem. Odległości, jakie dzieliły obydwie wyspy były znikome i nie stanowiło to wysiłku dla dosyć silnego i rosłego Davida. To, jaką świetną kondycję posiadał, nawet go samego dziwiło.
W wolne i pogodne dni, miał zwyczaj zaszywania się ze swoim zdemoralizowanym towarzystwem w melinie na obrzeżach miasta Vaska'. Zawsze zaopatrzony był w alkohol z najwyższej półki, który oprócz samego faktu bycia alkoholem, dobrze smakował. Częstował chętnie przyjaciół, a oni mu nigdy nie odmawiali. Szczególnie narkotyków.
Coś jednak sprawiło, że diametralnie się zmienił. Że już nigdy nie sięgnął po jakąkolwiek używkę, wyrywając się raptownie z dziwnych sideł uzależnienia. I wydarzyło się to tego samego dnia, w tej właśnie chwili, kiedy  przepłynął właśnie większą część drogi i nic nie wskazywało na rychłą zmianę...

 ***

Nagle do jego uszu dobiegł stłumiony wrzask, który po chwili ucichł na dobre. David odwrócił się przestraszony - nieopodal, w przybrzeżnych zaroślach, wyglądających jak namorzyny, ujrzał małą, drewnianą łódź, równie prosto skonstruowaną, co jego. Był całkowicie pewien, że stamtąd dochodził niepokojący głos.
W myślach nasunął mu się natychmiast dylemat - zapomnieć i ruszać dalej, czy rozejrzeć się i sprawdzić, czy wszystko w porządku? Jego odwaga i awanturniczy styl życia nie pozwalały mu ulec napięciu, jakie się w nim powoli kłębiło. Mimo wielkiego ryzyka niebezpieczeństwa, zaczął płynąć do spokojnie dryfującej na tafli wody łodzi.
Kiedy tylko metry dzieliły Davida od rozwiązania tajemnicy, jego oczom ukazał się zatrważający widok, bowiem w łódce ktoś się znajdował. Leżał w niej mężczyzna, prawdopodobnie członek Scuba's Home (miał na sobie granatowo-czarny kombinezon do nurkowania). Cały był podrapany i poszarpany, tuż pod klatką piersiową widniała krwawiąca, rozległa rana, prawa noga zaś tkwiła w dziurze na dnie łódki. Mężczyzna raptownie zwrócił swą głowę w kierunku chłopaka, co sprawiło, że ten zastygł w bezruchu.
— Co  tu robisz chłopcze?! Uciekaj, wynoś się z tąd, dla mnie nie ma już ratunku! — zagrzmiał donośnym szeptem, na wydobycie z siebie normalnego głosu brakowało mu sił. — Nie masz pojęcia co... co może ci grozić. Uciekaj! — dodał, akcentując dokładnie każdą sylabę.
— Ale ja... — David zaczął przerażony.
— Jeśli ci życie miłe! — wymówił resztkami sił, wymierzając na młodego Karpaana' czymś w rodzaju małej wyrzutni harpunów - kuszy. Tym ostatecznym gestem chciał, aby Karpaan spełnił jego żądanie.
Chłopak musiał ulec jego naciskom, wszak gdyby się sprzeciwił, utracił by życie. Kiwnął powoli głową, po czym ostrożnie sięgnął po wiosło, odwrócił się i zanurzył je w morskiej wodzie. Wykonawszy te czynności bardzo szybko i sprawnie, odpłynął. Dopiero, gdy oddalił się na miarę bezpieczną odległość, miał odwagę obejrzeć się za siebie. Łodzi nie było!
— To nie możliwe! — powiedział sam do siebie i przetarł oczy. Bezskutecznie.

 ***

Od tego dnia, Davida Karpaana' nie widziano już w melinie pod miastem Vaaska'. Nie zachowywał się już tak niedojrzale, jak wcześniej.  Może wreszcie zrozumiał swój błąd, że nadużywając alkoholu i narkotyków niszczył i samego siebie, i swoje otoczenie? Jeżeli ten dziwny incydent w tym pomógł, to jak najwięcej takich!
To nie był jednak koniec kłopotów. Prawdziwe kaprysy Fatum miały zacząć się już niedługo... kiedy to na wyspę przybył Edwin Handla’, Wielki Mistrz organizacji Scuba's Home...

Creative Commons License
This work is licensed under a Creative Commons Attribution 3.0 Unported License.

Czas na zmiany!

piątek, 1 stycznia 2010

Dopiero co dochodzę do siebie, że nastał nowy rok, a co najważniejsze - nowa dekada. Moja dekada, którą będę wspominał tak jak moi rodzice na przykład, lata osiemdziesiąte. W tym czasie dużo się stało, i dużo się zmieniło - co zachowam dla siebie i swojego sumienia. A jednak żal mi się żegnać z datą z "0x" na końcu... jednak czas ciągle płynie, i nie mamy na niego żadnego wpływu. Nadal.
Chciałbym życzyć wszystkim... wszystkiego, co dla was najlepsze, nie rozdrabniajmy się. Aby ten rok upłynął pod szyldem pozytywnych zmian. Życzę wam, abyście nauczyli cieszyć się z każdej chwili. Abyście zrozumieli, że do szczęścia - wystarczy tylko odrobina dobrej woli, a nie jakieś chore zabobony.
Przed chwilą byłem świadkiem wydarzenia znanego każdemu z was, a jednocześnie niezwykłemu. To pokaz fajerwerków, które równo o północy wypełniły cały horyzont nad miastem. Poniżej przedstawiam krótki filmik, nagrany około pół godziny temu. Bazaa, przedstawiana przede mnie zwykle jako spokojna ostoja zamienia się w "pobojowisko" fajerwerków.