Pewnego dnia w Ciechocinku...

czwartek, 5 listopada 2009

-Mateusz!!! Mateusz!!! - co chwila prześladowały mnie te groteskowe głosy matki Jakuba. Na samą myśl o tej osobie przeszły mnie ciarki. Dzisiaj, według większości nadszedł dzień apokalipsy, sądu ostatecznego, pewnego rodzaju rozliczenia z... rodzicami. Dzisiaj to miała miejsce wywiadówka - słowo budzące grozę...
Około 15:40 przechodziłem pod pewnym blokiem przy ulicy Polnej.Wtedy też jesień dała o sobie znać - słońce powoli chowało się za horyzont nadając wszystkim budynkom, drzewom pomarańczowy kolor. Powoli robiło się ciemno.
Nie mogłem wyzbyć z siebie dziwnej, trochę pokracznej aury napięcia, wyczekiwania, grozy. Wszystko wokół stawało się inne, trochę mroczne. Ten dzień stał się dla mnie niezwykły. Czasami szczypałem siebie by przekonać się, czy to sen, czy to jawa...
Fakt, mi nic nie groziło, uczę się dobrze; gorzej było z Jakubem - biedaczek dostał w 2 miesiące około 14 laczy. Jego matka jest przewrażliwiona na tym punkcie, stąd moje (jestem empatyczny) jak i jego nerwy.
Pozostaje czekać na rozwój wydarzeń.

0 komentarze:

Prześlij komentarz