Narzekanie na demoralizację młodych ludzi nie wywodzi się jedynie ze skąpych przesłanek osób, które tylko powierzchownie mają z nimi kontakt. To zjawisko istnieje naprawdę - na wielką skalę. Któż może więcej wiedzieć niż ja, kończący w tym roku 17 lat, absolwent "prestiżowego" Gimnazjum im. Polskich Olimpijczyków w Ciechocinku?
Szkoła ta, z mojego doświadczenia, to wylęgarnia patologi. Pierwszoklasiści żyją w przeświadczeniu, że gimnazjum to jest osiągnięcie pewnego poziomu dorosłości - jest więc masowe przyzwolenie na palenie tytoniu, alkohol, często narkotyki (i seks). Dzieci (tak, to są właśnie dzieci!) odbierają sobie młodość, czas beztroski. Zanika ciekawość świata, ambicje, wzrasta ignorancja, bunt. Szerzy się przemoc, dla niektórych słabszych psychicznie jednostek szkoła to horror, wydawałoby się, niekończący się. Często bowiem nie pomagają interwencje rodziców. Nauczyciele zachowują się opieszale i często widzą problem tam, gdzie nie trzeba.
Poniższy opis można przypisać niemal każdemu polskiemu gimnazjum, ale bazowałem na obserwacjach i doświadczeniach z tego ciechocińskiego. Źli ludzie, jeszcze bardziej źli nauczyciele.