Recenzja płyty "The Fall"

sobota, 17 kwietnia 2010

The Fall jest najnowszym albumem amerykańskiej artystki Norah Jones. Składa się z 14 piosenek „perełek”, który oscylują pomiędzy różnymi gatunkami muzyki: jazzem, bluesem a nawet alternatywnym rockiem. Do tego stopnia, że fortepian wyparły gitary, i podkreśla on jedynie linię melodyczną. Fani marudzą, a ja się cieszę. Zwłaszcza, że przy nagraniach pracowali tacy gitarzyści jak Marc Ribot czy Tom Waits, co oznacza, że każdy riff, każdy akord, każde uderzenie struny wywołuje u słuchacza nieopisane dotąd wrażenie, na które składa się również charakterystyczny wokal Pani Jones.

Jak już wspomniałem, dźwięki stoją na wysokim, audiofilskim wręcz poziomie. Płyta generalnie była tworzona na długie jesienne wieczory, ale to zależy od punktu widzenia słuchacza. Jesteś optymistą i pozytywnie patrzysz na świat? Każde odsłuchanie chociażby jednej piosenki będzie napawało Cię wiosenną energią. A jeśli zaś jesteś pesymistą, to po jednym takim „seansie” długo nim nie pobędziesz…

Nie ukrywam, że płyta jest „trudna do słuchania”, ale to uczucie nudy i monotonii mija dość szybko. Do „The Fall” trzeba zabrać się z pozytywnym myśleniem. W zamian za to, spędzimy mile nie jeden wieczór, albo lepiej, poranek.

0 komentarze:

Prześlij komentarz