Babie lato

sobota, 9 lutego 2013

Lato ginie snadnie,
Jak dziewica w bagnie.

Pastwiska wyglądały niczym jałowe stepy, bez wysokiej roślinności, płaskie i monotonne wzdłuż całego horyzontu. Ich kolor wskazywał, iż chylą się ku jesieni, zapowiadającej się na mroźną i dotkliwą dla roślinności. Niebo było czyste, tylko w oddali posuwały się leniwie kłębiaste obłoki. Pod nimi pasło się zaś bydło. Im dalej okiem sięgałeś, tym bardziej ich widok był niewyraźny i mieszał się z gęstym powietrzem.
Śród tych łąk szła młoda chłopka, zwana Marcysią. Wypłowiałe płachty materiału przewiązane w biodrach sznurkiem okrywały jej ciało. Na włosach miała żółtą jak len chustę. Towarzyszył jej wiernie czarny kudłaty kundelek.
Idąc tak boso, zauważyła w powietrzu białe niteczki, zwinnie poruszane przez podmuchy wiatru. To zjawisko zaciekawiło ją. Z trudem próbowała uchwycić kłębki babiego lata. W końcu, obwinęła je wokół patyczka, którego wcześniej rzucała kundelkowi.
Postanowiła odpocząć i przysiąść na chwilę. Rozłożyła zielonkawy koc na ziemię i położyła się na nim. Kolor materiału doskonale zlewał się z kolorem wyschłej nieco trawy. Marząc tak i wpatrując się w jasne niebo zauważyła, że tuż koło jej nosa przeleciał kolejny kłębek pajęczynki. Chwyciła go, tym razem skutecznie. Na tle nieboskłonu, babie lato wyglądało jak chmura, która wprost z góry do niej przywędrowała...
- Marcysia - krzyknął ktoś z oddali - od kiej ty taka romantyczka, ha? Do roboty się weź!
 

1 komentarze:

Unknown pisze...

Skądś znam tą Marcysie

Prześlij komentarz