I
Witaj! Przynosisz parę piór kolejnych,
Droga towarzyszko, do moich lotni?
Przyczep je, proszę, pieczęcią wdzięczności,
Którą się wiecznie będziemy wymieniać.
Dzięki tobie skrzydła w pełni rozwinę,
Zdolne są już do lotów, zdrowe, krzepkie;
A pamiętasz? jeszcze niedawno, tylko
Dwie kości boleśnie z barków wyrosłe,
Przebijały skórę; tył krwią plamiły,
Niczym szpryca bezmyślnie wyjmowana.
Spokojnie, nie spotka cię los Dedala,
Który woskiem łączył pióra, nie sercem;
Wzniesiemy się razem, w jednym kierunku,
Hiberboreje poziome - niebo: cel.
Ja teraz mogę wszystkiego dokonać:
Skinieniem ręki oderwać od ziemi
Ciała, by posiadły możliwość lotu;
Stąpnięciem burzyć ludzkie ściany nieszczęść,
Grodzące uciechy i nadzieje jutra.
Nie czujesz gruntu pod stopami swymi,
Lewitujesz w szklistym, powietrznym puchu;
Naucz się latać, wkrótce wyruszamy,
Wprawiaj się w atmosferze kroki stawiać.
Nieziemskie gleby, nieziemskie ruchy są
W krainie, którą pierwsi odkryjemy!
II
Wznosimy się w słońca pełni, w kobalcie
Tła, przez meandry szlaków chmur słoniowych;
Łaskawe wzbijają nas w górę wiatry -
Posłańcy rodem z wyższych sfer niebieskich.
Jasność horyzontu przeradza się w cień;
Słońce - poświatą, nie daje światła nam:
Ono dla ziemian, my tylko pielgrzymi,
Poszukujący skarbca dusz wiecznego.
Gwiazdy - latarnie, przewodniczki nasze,
Łaskawie wskazują drogę przez chaos.
Stajemy przed niebios złocistą bramą,
Rozwiera się wolno -- zwijamy skrzydła.
0 komentarze:
Prześlij komentarz