Błyszczące od potu, śniade ciało Tadeusza opadło ciężko na łóżko.
— Już... — odparł.
Rozłożył ręce po obu stronach łóżka. Dyszał głośno, jego klatka piersiowa nieustannie podnosiła się i opadała. Łykał powietrze, choć było ciepłe i nieświeże.
Lucia jeszcze przez chwilę leżała obok wypięta, z głową skrytą w w długich, czarnych włosach. Na jej biodrach odcisnęły się sinym śladem palce Tadeusza. Gęsia skórka nie ustępowała ze skóry. W końcu odwróciła się, otarła załzawione policzki i odsunęła na sam skraj łoża. Nie na długo.
— Chodź tutaj, musimy porozmawiać — odezwał się Tadeusz, nie odrywając wzroku ze ściany.
Rozstawione ręce były najwidoczniej zaproszeniem i zachęceniem do spoczęcia na jego stygnących piersiach.
Kobieta ze szczerą wewnętrznie niechęcią, strachem wręcz, przysunęła się i umieściła głowę na jego twardym obojczyku, resztą ciała zachowując jak największy możliwy dystans. Bała się, że zbytnią śmiałością ponownie obudzi jego żądze.
Poczuła od Tadeusza woń potu, alkoholu i tytoniu. Z tą mieszanką zdążyła się już oswoić, gorzej było z odrzucającym zapachem świeżego nasienia i środka nawilżającego.
— Późno dzisiaj wrócę, bo w pracy przeprowadzamy ważny eksperyment. Swoim upartym zachowaniem dostatecznie spierdoliłaś mi już ranek, więc módl się, żeby eksperyment się udał — powiedział sucho Tadeusz.
Wstał z wielkiego łoża i rozpoczął poszukiwania poszczególnych części garderoby, które porozrzucane były od wczorajszego wieczora po całym pomieszczeniu. Szukając na podłodze drugiej skarpetki zatrzymał się nagle i zatopił wzrok w nagą Lucię. Padający na nią ostry cień żaluzji, uczynił z jej ciała dzikie zwierzę - zebrę, rozświetloną w jednych miejscach, w drugich zaś zatopioną w ciemności. Oczy, skąpane akurat w półmroku, zdawały się wyrażać po raz pierwszy u Lucii chęć gniewu i zemsty. Ale co tak naprawdę czuła – nie dało się odczytać, nie zaglądnąwszy wcześniej w jej zwoje mózgowe.
Tadeusz, ze śladem niepokoju na twarzy, wyciągnął z tylnej kieszeni trzymanych w rękach spodni dwa banknoty o dużym nominale i rzucił je niespokojnie na łoże.
— Masz, ale zostań dzisiaj w domu...