Przyznam, że to prawdziwy zaszczyt recenzować tą płytę. Po raz pierwszy, przesłuchałem ją w październiku 2010 roku, i aż pół roku zajęło mi dojrzewanie do napisania recenzji. "Low" Davida Bowiego został wydany w 1977 roku, jako pierwsza część słynnej "Trylogii Berlińskiej". Po umiarkowanie udanych ekscesach w Stanach Zjednoczonych artysta przeniósł się do Berlina Zachodniego, miejsca rozdartego Zimną Wojną. Te doświadczenia nadały albumowi nieco politycznego akcentu w postaci utworów Warszawa i Weeping Wall.
Kwintesencją płyty jest jej prostota. Utwory umieszczone na pierwszej stronie LP nie trwają dłużej niż 3 minuty, oparte są na prostych gitarowych riffach, ciepłych, "kwaśnych" syntezatorach i tandetnym basie rodem z 8-bitowców. Po części to zasługa współtwórcy albumu Briana Eno (który jest muzykiem ambientowym i progresywnym), ale i widać tu wpływy samego Davida, który wcześniej również zaskakiwał nas swoją prostą, ale jakże inteligentną muzyką.
Low jest uznawany za kamień milowy dla twórczości Davida Bowiego, a także za inspirację dla wielu innych zespołów, także dla mnie. Jest dowodem jego genialności - nie wszystkim muzykom gwałtowne zmiany wizerunku, stylu muzycznego, nie zawsze wychodziły na dobre - z Davidem jest inaczej.
Low jest uznawany za kamień milowy dla twórczości Davida Bowiego, a także za inspirację dla wielu innych zespołów, także dla mnie. Jest dowodem jego genialności - nie wszystkim muzykom gwałtowne zmiany wizerunku, stylu muzycznego, nie zawsze wychodziły na dobre - z Davidem jest inaczej.